Darius i Girėnas upamiętnieni na litewskim banknocie 10-litowym. Źródło fot. Wikimedia Commons |
Udało się przelecieć Atlantyk...
Litewscy lotnicy Steponas Darius i Stasys Girenas po I wojnie światowej wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych. Obaj pracowali w lotnictwie cywilnym. Obaj wpadli na pomysł, aby przelecieć samolotem z USA do rodzinnej Litwy, bez międzylądowania. Kupili samolot Belanca CH3000 Pacemaker, nazwali go "Lituanica" i przystosowali go do dalekiego lotu montując w nim zamiast foteli dodatkowe baki na paliwo. Na przyrządy nawigacyjne nie wystarczyło im pieniędzy. Wystartowali z Nowego Jorku rano 15 lipca 1933 roku, w rocznicę zwycięstwa wojsk polskich i litewskich pod Grunwaldem.
Niewiele zabrakło, by osiągnąć cel...
Po ponad 37 godzinach lotu doszło jednak do tragedii. 17 lipca o godzinie 0.36 w nocy w lesie w okolicy Kundham (obecnie Pszczelnik) w ówczesnych Niemczech, doszło do katastrofy. Samolot rozbił się, a obaj Litwini zginęli. Do celu, a także pobicia rekordu przelotu na trasie Nowy Jork - Kowno zabrakło im tylko 650 km.
Żałoba i niewyjaśnione wątki...
W ówczesnej stolicy Litwy, Kownie, na śmiałków czekało 25.000 ludzi. Wieść o śmierci
lotników została przyjęta ze łzami i niedowierzaniem. Winą za katastrofę obarczono Niemców, których posądzono o omyłkowe zestrzelenie samolotu. Prasa litewska zaś pisała o dziwnych dziurach w skrzydłach samolotu. Niepokoił także fakt, że Niemcy dopuścili Litewskich ekspertów na miejsce katastrofy dopiero po uprzątnięciu niektórych rzeczy, przez co wszystkich szczegółów wypadku nie ustalono do dziś...
Ku pamięci pokoleń...
Niedługo po katastrofie Litwini wykupili od Niemców ( wieś do końca II wojny światowej leżała w granicach Niemiec) miejsce katastrofy, tj. 314 metrów kwadratowych lasu, na 99 lat! Utworzyli koło o średnicy 10 metrów i przywieźli spod Wilna 45 ton najdroższego granitu. Do zakończenia budowy pomnika według projektu Vytautasa Landsbergisa-Zamkalnisa, ojca byłego prezydenta Litwy potrzebowali aż 9 ton cementu, 60 wozów żwiru, ponad tonę ołowiu i pół tony żelaza . W miejscu upadku korpusu samolotu postawili potężny podwójny litewski krzyż strzelców, zwany także Krzyżem Księcia Witolda.
Monument odsłonięto trzy lata po katastrofie - 17 lipca 1936 roku.
Do wojny opiekowali się nim litewscy dyplomaci z Berlina. Po wojnie miejsce zostało zapomniane i zdewastowane. Dopiero 50 lat po tragedii, w 1983 roku monument został ponownie odrestaurowany.
Ślad pamięci w Myśliborzu...
Katastrofę pod Pszczelnikiem upamiętnia współczesny pomnik z 2008 roku znajdujący się przed kaplicą św. Gertrudy w Myśliborzu
Przepołowiony gigantyczny kamień jest wydrążony i w środku wypolerowany. Przywodzi na myśl kulę ziemską i dwa odległe kontynenty. W jednej z jego części, w głębi zaznaczono Nowy Jork, a w drugiej Kowno.
Kawał historii...Świetnie opowiedziany! Próbowałem tam dotrzeć lecz było mi żal nowego zawieszenia samochodu i odpuściłem. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMiejsce warte odwiedzenia + kawałek historii lotnictwa. ZAPISUJĘ!
OdpowiedzUsuńPozdr.
Nie słyszałam o Pszczelniku i o pilotach śmiałkach. Dzięki Tobie podciągnęłam się :)) Miejsce związane jest ciekawą i jednocześnie tragiczną historią jest jak widać bardzo zadbane.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Ciekawy i godny zobaczenia.
OdpowiedzUsuńW ogóle nigdy o tym nie słyszałam, a warto.
OdpowiedzUsuńNatomiast ów przepołowiony kamień to taki charakterystyczny współczesny pomnik - ani wyglądu, ani konkretnego przesłania, bez instrukcji ani rusz.
Nie znałam tej historii...żal, że litewskim lotnikom nie udało się spełnić swego marzenia, choć tak niewiele im brakowało...
OdpowiedzUsuńInteresująca historia, ciekawe, czy zostanie kiedyś wyjaśniona do końca ?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
To miejsce było wielokrotnie przeze mnie odwiedzane. Gdy byłem harcerzem i później gdy służyłem za przewodnika wycieczek rowerowych. Dawno tam nie byłem. Pora się wybrać. Ciekawie napisane.
OdpowiedzUsuńO tym wątku historii nie słyszałam. Miejsce warte polecenia każdemu kto interesuje się choć trochę historią. Dzięki za artykuł!
OdpowiedzUsuńSmutna historia. Szkoda, że to miejsce było tak długo zapomniane :(
OdpowiedzUsuńInteresująca chociaż tragiczna historia...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)))
Wielka szkoda, że nie udał im się lot {*}
OdpowiedzUsuń80 lat temu przelecieć Atlantyk to już był nie lada wyczyn, jednocześnie szkoda, że lot nie zakończył się szczęśliwie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam -:)
Bardzo interesująca historia, przeczytałam od początku do końca :)
OdpowiedzUsuńTo był nie lada wyczyn szkoda że taki finał kolejna tragiczna historia można powiedzić ,,życie jest bardzo kruche,,piekny fotoreportaż serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZnam to miejsce! Moi znajomi byli tam na Zlocie Krótkofalowców :)
OdpowiedzUsuńBardzo interesująca historia. Nigdy o tych wydarzeniach nie słyszałem, więc tym chętniej przeczytałem Twój wpis na blogu.
OdpowiedzUsuńW smutny i tragiczny sposób połączyła się historia dwóch przedwojennych i dwóch powojennych narodów...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Trafiliśmy tam z mężem - można powiedzieć - całkiem niechcący. Miejsce bardzo czyste, pięknie położone, lotnicy śpią w ciszy...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Mieszkam w Gorzowie szmat czasu i nawet nie wiedziałam ze w pobliżu jest takie miejsce! Zanotowuję i koniecznie odwiedzę. Może niedługo, bo w styczniu podczas wypadu do MRU.
OdpowiedzUsuńZnam tą historię. Podczas wycieczki do Kowna przewodnik opowiadał nam o pilotach i o tragicznie przerwanym locie. Nawiasem, w Kownie jest pomnik ku czci Steponasa Dariusa i Stasysa Girënasa. Niestety o pomniku w Pszczelniku nawet nie wspomniał!
OdpowiedzUsuńPrawie się udało...
OdpowiedzUsuńNa pobliskich drzewach do dzisiaj są ślady po wypadku.
OdpowiedzUsuńByło blisko, szkoda, byłby to ogromny wyczyn. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTa historia, której nie znałam, to idealny materiał na scenariusz filmowy. Jest w niej wszystko: bicie rekordu, śmierć, rozpacz, poszukiwanie prawdy i do dzisiaj nieodkryta tajemnica.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Tylko Ty potrafisz tak pięknie przekazać historie!
OdpowiedzUsuńW Kownie widziałam pomnik upamiętniający lotników litewskich Staponasa Dariusa i Stasysa Girenasa.
Serdecznie pozdrawiam.