Historia, którą dziś Wam opowiem sięga przełomu wieku XIX i XX, kiedy to moje miasto (od 1257-1945) nosiło nazwę Landsberg an der Warthe. W centrum miasta, na Starym Rynku na ostatniej kondygnacji trzynastowiecznego Kościoła Mariackiego, tam gdzie umieszczone były dzwony wraz z żoną Marią i córką Helene mieszkał landsberski dzwonnik.
(Fot. Brat, 2009r.)
Albert Hachmeister przybył z Burgkehemnitz ( Saksonia) do Landsbergu w 1890 roku. O wolnej posadzie dzwonnika - strażnika przeczytał w rządowym wykazie wolnych posad dla inwalidów wojennych. Złożył podanie i został przyjęty.
Jego zadaniem, oprócz okolicznościowego bicia w dzwony było obserwowanie miasta w dzień i w nocy. Za swoją pracę otrzymywał wynagrodzenie w wysokości 700 marek.
Na wieżę mariacką, do jego dwupokojowego mieszkania prowadziło ponad sto stopni. Do komunikacji z mieszkańcami, a także do przekazywania meldunków służyła specjalna rura, a dzwonek umieszczony na dole oznajmiał przybycie gości.
Zakupy na wieżę wciągane były za pomocą koszyka zamontowanego na sznurze. W ten sam sposób rodzina zaopatrywała się ( do czasu wybudowania wodociągu) w wodę.
Dzwony z wieży mariackiej rozbrzmiewały nie tylko podczas uroczystości czy świąt ale także biły na alarm. Podczas nabożeństw, ślubów bądź pogrzebów biły zawsze trzy dzwony.
Uderzenie w dzwony sygnalizujące alarm odbywało się według ustalonego porządku. Jedno uderzenie informowało mieszkańców o pożarze w śródmieściu, dwa w okolicach położonych tuż za śródmieściem, trzy alarmowały, że w zachodniej części miasta zauważono pożar, zaś cztery - w dzielnicy za rzeką.
W roku 1917 trzy stare dzwony zarekwirowano na potrzeby wojska. Po 27 latach swojej służby Albert Hachmeister stracił posadę. Pogrążony w żalu i tęsknocie za "swoimi" dzwonami zmarł w wieku 64 lat.
W prasie ukazał się nekrolog :
" Zachowamy w pamięci, tego sumiennego o każdej porze dnia urzędnika".
© Meg. Kopiowanie, powielanie, modyfikowanie i wykorzystywanie tekstów autorki w całości bądź we fragmentach, a także fotografii bez zgody autorki bloga zabronione! Niezastosowanie się do powyższego zakazu grozić będzie konsekwencjami prawnymi, które zawarte są w USTAWIE O OCHRONIE PRAW AUTORSKICH : ( Zgodnie z ustawą z 4 lutego 1994 o prawie autorskim i prawach pokrewnych (D.U. 1994/24/83)
Fragmenty mojego świata...
UWAGA
Źródła fotografii ; archiwum rodzinne, zdjęcia własne oraz zdjęcia użyczone mi przez znajomych; Annę, Kurta Mazura, współtowarzyszy moich eskapad : gorzowskiego fotoreportera Bogusława Sacharczuka (bs) , Mariusza oraz brata Toma; wszystkie publikuję na blogu za ich wiedzą i zgodą i zawsze są przeze mnie podpisane! Korzystam także ze zdjęć umieszczonych w Wikipedii i publikuję je z zachowaniem Licencji.
Bardzo ciekawa historia Meg...
OdpowiedzUsuńLubię takie historie z przeszłości!
Fajna historia Meg!
UsuńPozdrawiam:))
Dobry pomysł z tym dzwonnikiem na wieży. Z góry widać lepiej. Super ciekawy post Meg!
OdpowiedzUsuń27 lat w wieży...jak latarnik;)
OdpowiedzUsuńŚwietny post Meg!
Bardzo ciekawy wątek z dziejów Twego miasta. Przeczytałam z ...otwartą buzią. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJa również.
UsuńUmarł z żalu za dzwonami...Jakie to romantyczne.
Meg świetny wpis!!!
Alle świetna historia. Nic mi nie wiadomo, żeby w moim kościele na wieży mieszkał dzwonnik.
OdpowiedzUsuńUmarł "pogrążony w żalu i tęsknocie za "swoimi" dzwonami" - tak to jest kiedy praca staje się czymś ponad pracą, kiedy staje się pasją...
OdpowiedzUsuńInteresująca opowieść Meg!
Ciekawy post, a właściwie historia dzwonnika na wieży i jego pracy. Fajnie, że opublikowałaś tą historię.
OdpowiedzUsuńSuper temat!
Uściski!
Ale Twoje miasto jest stare...VIII wieków to nie w kij dmuchał!
OdpowiedzUsuńBa!:)
UsuńBardzo ciekawa historia... :)
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemna historia, oprócz końca. Życia Rodzina nie miała łatwego, mieszkając tak wysoko. Widocznie jednak kochał swoją pracę, ze się z tym godził. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńOd niego zależało bezpieczeństwo całego miasta. Na pewno czuł się ważny,potrzebny i raptem zabrali mu dzwony i stracił pracę. W ogole mnie nie dziwi, że z żalu ...umarł:((
OdpowiedzUsuńMeg, świetna historia i post również.
Ciekawy jestem czy są gdzieś jeszcze tacy oddani i sumienni urzędnicy, którym taki nekrolog by przysługiwał?
OdpowiedzUsuńNuu, Meg pościk super. Dawaj więcej takich historyjek. Wiem że masz :D
OdpowiedzUsuńDodam, że podziwiam dzwonnika - przemierzyć 100 stopni w górę to nie lada wyczyn. Wiem bom wchodził na wieżę katedry. Zmachałem się już na I pietrze:D Widok za to miał z okna bajer i na nabożeństwo niedaleko:D
Pozdrówka Meg!
...pewnie, że mam:) Pewnie, że dam:)
UsuńMasz racje, zaspać się można wchodząc na wieżę, ale widoki (kiedyś pokażę) zapierające dech w piersiach są :)
Świetna opowieść Meg! Dzisiaj jak biją dzwony to z reguły tylko na mszę, a kiedyś ich bicie miało większe i określone ilością bić znaczenie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko!
...dokładnie, obecnie dzwony przeważnie biją tylko na Mszę św.
UsuńMeg kilkanaście lat temu na wsi jeszcze dzwoniły na larum-:)
UsuńDzwonnik może i lubił swoja pracę, ale współczuję córce. Młoda a zamknięta we wieży niczym księżniczka.
I ja pamiętam dzwonne alarmy na wsi.
UsuńCiekawe opowiadanie Meg. O życiu ludzi "kiedyś" niewiele wiem.Przeczytałam z przyjemnością.
Uwielbiam takie stare historie szczególnie napisane ciekawie. Pozdrowienia-:))
OdpowiedzUsuńPoza utrudnościami mieli napewno na górze święty spokój. Historia, którą opowiedziałaś jest niesamowicie ciekawa.
OdpowiedzUsuńAnnaZ.
świetna opowieść, tylko szkoda, że koniec jej smutny...
OdpowiedzUsuńMałgosiu,
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa historia. Czyta się ją z zapartym tchem.
Słowa z nekrologu świadczą o tym jak bardzo cennym był urzędnikiem. Powinien stanowić wzór dla obecnych urzędników.
Pozdrawiam.
Takie historie "z życia wzięte" lubię pomimo, że nie dotyczą mojego miasta to bardzo mnie pasjonują.
OdpowiedzUsuńCałkiem fajna historia i fajnie się czyta.
OdpowiedzUsuńPiękna historia,o człowieku którego pasją było bicie w dzwony.
OdpowiedzUsuńMeg, piękna opowieść o kolejnym nieszczęśliwym dzwonniku... . Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńFascynująca opowieść . Od razu skojarzenie posłało mnie do W. Hugo i Dzwonnika z Notre Dame...
OdpowiedzUsuńPiękna historia, bardzo przejzyscie napisana ;) az chce sie czytac !!:)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawą historię opowiedziałaś. Szkoda, że nie z Happy Endem...
OdpowiedzUsuńNa dzwonnika skazują się samotnicy, ale przez 27 lat wytrzymać swój los " urzędnika" to chyba rekord.U nas po 5 latach dwie rodziny mieszkające zbyt blisko dzwonów- niemal całkowicie straciły słuch.Serdecznie pozdrawiam.
UsuńDziś dzwonnika zastąpił silnik elektryczny sterowany zegarem...
OdpowiedzUsuńCiekawa historia...Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy temat postu. Niesamowite, że umarł z żalu i tęsknoty...On naprawdę kochał to co robił.
OdpowiedzUsuńCiekawy zawód - dzwonnik. Obecnie funkcję dzwonnika pełni albo kościelny albo elektronika...Świetny post Meg.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Wzruszyłam się Meg.Piękna historia choć smutne zakończenie.Nie miał łatwego życia a mimo to kochał to co robił. Pozdrawiam serdecznie
UsuńPasja dzwonika nadawala jego zyciu wypelnionemu praca ktora ukochal sens. W momencie gdy zabrali mu to co ukochal nie mial po co zyc. Piekne i smutne...
OdpowiedzUsuńOtrzymal piekny nekrolog
OdpowiedzUsuńKlaniam sie
Jan
Nie tylko po utracie ukochanej osoby człowiek się załamuje , a tu jak widać z postu praca była jego drugą miłością . Ciekawy post i coś nowego wiem i gdy patrzę z okna mojego mieszkania na Katedrę współczuję mu pokonywania tych 100 schodów . Ale myśleli i organizowali sobie życie żeby nie było za ciężko to na linie wciągali zakupy .Super
OdpowiedzUsuńWłaśnie takie historie warte są powtarzania... takie, gdzie widać prawdziwe uczucie i przywiązanie... oddanie... pasję... zapewne żadne słowa nie są w stanie wyrazić tego, co "główny bohater" naprawdę czuł...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Hello, Meg.
OdpowiedzUsuńThe coldest winter will be melted by your warm heart.
The works gently accept all visitors.
I praise your creative art sense.
The prayer for all peace.
Have a good weekend.
From Japan, ruma ❃
Byłam na wieży katedralnej.Odwiedziłam mieszkanie dzwonnika.
OdpowiedzUsuńPrzewodnik opowiedział nam ,że dzwonnik nigdy nie schodził z wieży. Jego żona i córka pokazywały się od czasu do czasu w mieście.
Pozdrawiam:))