... dziś" rozsiadła" się stacja paliw.
Życie całego miasta - od po wojny do lat dziewięćdziesiątych - toczyło się ściśle określonym rytmem - od rynku - do rynku. Tydzień liczony był za pomocą dni targowych...poniedziałek, środa, piątek.
Targ kusił bardzo. Tętnił życiem. Na każdym niemalże starganie czaiła się jakaś tajemnica. Handlowano wszystkim. Od zwierząt, poprzez starocie i meble do warzyw i owoców.
Część tzw. "żywa" obejmowała konie, świnie, kury, indory i kaczki. Od czasu do czasu pojawiały się króle i gołębie. Wokół stały wozy i skrzynie pełne owoców i warzyw. Wolnych od chemii.
Targ opanowany był głównie przez drobnych wytwórców żywności. Oferowano mleko, śmietanę, masło i ser. Ten ostatni - gospodarską metodą wyciskany z serwatki przez lniany woreczek, który potem był przykładany ciężkim, płaskim kamieniem w celu odsączenia - smakował jak żaden inny...
Między straganami przemieszczały się szybko panie domu szukając świeżych, żółtych jaj. Dziwnie wyglądały ze słoikiem w ręku...Na jego dnie czasem spoczywało kilka już wziętych do "sprawdzenia" rozbitych jaj. Wokół było słychać nawoływania sprzedawców - "świeże jaja, świeże jaja" ...
Przyjeżdżali wyplatacze wiklinowych koszy przeznaczonych zarówno do użytku domowego jak i do zbierania warzyw oraz Cyganie, u których można było zakupić wielkie czarne i ciężkie patelnie. Patelnie wszechczasów! Do ich dna nigdy nic nie przywierało!
A wszystko to przenikały starganiki ze starociami....z przedwojennymi figurkami, porcelaną, zegarami. Częstymi gośćmi byli także ci, którzy wracali z wojaży po ZSRR. Prócz złotych wyrobów można było u nich się zaopatrzyć w futra, młynki do kawy, sokowirówki czy odkurzacze.
Oczywiście na targu oferowano inne mniej cenne lub przydatne rzeczy i przedmioty, szczególnie po roku 1989 , kiedy nastąpił napływ wszystkiego co niemieckie, ale one już nie wzbudzały takiego zainteresowania czy swoistej magii. Były to zwyczajne tandetne ubrania, gadżety, zabawki czy też przemycane papierosy czy alkohole. Wówczas skończyła się era prawdziwego targu, tętniącego życiem i pachnącego zdrową, polską żywnością...
W 2013 roku zmodernizowano zachowaną część targowiska inwestując w nie ponad 700 tys. złotych. Na odnowionej nawierzchni ustawiono drewniane stragany - budki, zamontowano monitoring i ogrodzenie.
...i rynek przy ul. Jerzego stracił swój przaśny urok. Kiedyś był targ...
W moim mieście w dni targowe rynek w centrum stawał się wielkim placem handlowym. Tak jak u Ciebie można było tam kupić prawie wszystko. Pamiętam, że w piątek sprzedawano ryby. Głównie śledzie z beczki. Na rynku w moim mieście już się nie handluje. Przeniesiono go do hali pod dach daleko od centrum. Oczywiście stracił przy tej okazji swój klimacik. Żal!
OdpowiedzUsuńDo miłego :)
Ożywiłaś moje wspomnienia z dzieciństwa i młodości! Pamiętam "nasz" targ gdzie handlowano warzywami, owocami, żywym drobiem a nawet prosiakami i cielaczkami:) W sumie szkoda, że odeszły wraz z nastaniem nowego tamte targi...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Jeszcze pięć lat temu taki rynek funkcjonował u nas i miał się świetnie. Tłumy ludzi robiły tam zakupy często brodząc w błocie ( nie było utwardzonej powierzchni). Miał on swój niepowtarzalny klimat, zawsze świeży towar, przyjazne ceny, a także przede wszystkim ludzki wymiar tj. więź pomiędzy sprzedawcami a klientami. Sprzedający nie był zestresowany jak np. kasjerki w marketach, które patrzą na klienta jak na szybę i deklamują wyuczone powitanie i pożegnanie. Pamiętam panią Zosię z bazarku, która naprawdę szczerze pytała co u mnie. Znała moje imię, moją rodzinę. Tak jak zresztą innych swoich klientów. Czasem obniżała cenę, gdy wiedziała, że ktoś jest pod krezką albo dorzucała do wagi parę deko. Bardzo mi szkoda, że zlikwidowano bazarek i postawiono na jego miejscu halę targową. Zniknęła pani Zosia i wielu innych - czynsz ich wykończył :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Nasz targ przy Jerzego! Chodziłam, kupowałam, stare dobre czasy...Na ślub mój przyszły mąż kupił od ruskich obrączki.Były bardzo bardzo grube:) Super wspomnienie Meg aż poczułam się znowu młoda:)
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcie lotnicze!
To przykre, że targ zamieniono na stację paliw. Osobiście bardzo lubię targi - i te wiejskie i te miejskie, choć najbardziej upodobałem sobie takowy na Kleparzu w Krakowie. U nas targ jest co środę i zawsze jest taki gwar i harmider, ale taki miły, taki pocieszny. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńWspaniale opisałaś barwny świat wyparty przez obecne centra handlowe.Za tamtym przaśnym, ale swojskim klimatem łza się w oku kręci. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTo tak jak u mnie. Chociaż to Warszawa i tu były takie bazarki. Pamiętam jeden z długą historią. Był to bazar na ul.Pańskiej. Komuś przeszkadzał więc go zlikwidowano, przenosząc stoiska pod Halę Mirowską. Też opłaty ich wykończyły. Nie pozostały mi nawet zdjęcia tamtego miejsca. Byłam za młoda, właściwie byłam dzieckiem a w tamtych czasach aparaty fot. były drogie i na kliszę, dzieci ich nie miewały. O cyfrówkach jeszcze nie myślano. Czasem myślę o tym "psuju", naszym państwie. Co za "ulepszacze" psują nasz kraj? Wszędzie i zawsze dzieje się tak samo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Wszystko to pokazuje, że "psuju" nie bardzo rozumie istotę funkcjonowania tego rodzaju obiektów, gdzie obok zysku liczy się filozofia handlowania, oznaczająca między innymi to, że po jajka idzie się do zaprzyjaźnionego pana X, a po śliwki do pani Y.
UsuńOtóż to!Ludzie mieli swoje ulubione stoiska. W jednym miejscu kupowało się jajka a na końcu bazaru nabiał w postaci serów, obok zaś drób już "rozebrany", dla dzieci specjalnie wybrane najlepsze mięso.Gdzie indziej, od strony zewnętrznej, zawsze u tej samej handlarki, warzywa i włoszczyznę. Zapamiętałam, bo z babcią chodziłam a miałam ze trzy latka.
Usuń:)))
A , pamiętam też żywe kurczaki przywiązane za nogę do drzwi kuchennych i czekające na swój koniec.
UsuńZgadzam sie z Toba Carolla!
UsuńI jeszcze. Ten bazar , jak już pewnie pisałam, mieścił się na ul. Pańskiej. Obok, przez ulicę, były ruiny Szkoły Handlowej, chyba. Po ich uprzątnięciu a nawet i przed, w dni targowe przyjeżdżali chłopi spod Warszawy furmankami i z nich sprzedawali co ziemia urodziła. To były czasy! I komu to przeszkadzało?
UsuńPa:)
Tak, tak ja pamiętam. CHODZIŁAM! Warzywa i owoce były straszne brudne;)) ale nikogo to nie raziło. Nikt nie przejmował się czy są pieczątki na jajach czy kurczaki przebadane... Teraz zjadamy tony żywności w tym pół tony chemii. Świetnie napisane! Świetna pierwsza fotka!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Zjadłabym twaróg z targu...Lubiłam go, a i jaja były żółte czasem aż pomarańczowe.Na targ miałam daleko, był w przyległym większym od mojego mieście. U nas był niewielki dlatego jeździło się - jak mówiono - do miasta. Ech szkoda, że dzisiaj nie ma takich targów. Meg - piszesz świetnie, a ta foteczka z zachowanym śladem po targu równie świetna!
OdpowiedzUsuńWłaśnie! Z rynku czy jak Ty zwiesz z targu przynosiło się jajka, śmietanę, mleko, masło, żywe koguty czy kurczęta. Doskonale pamiętam stragany z "mydłem i powidłem". My na targ mieliśmy dosłownie 3 ulice. Spotykało się tam ciotki i pociotki i gadało:)) Potem ten sam rynek zmienił się na nowocześniejszy.Pamiętam kasety magnetofonowe za parę złotych z nagraniami popularnych wykonawców, które wciągały podczas odtwarzania magnetofony. O ile dobrze pamiętam były ruskie. I skórzane kurtki, dresy i białe skarpety :))Dzisiaj stoi tam osiedle. Jako takiego rynku z warzywami nie wspominając o serach czy śmietanie ze wsi nie ma.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko!
Kapitalnie napisane! Właściwie tego typu rynki już zniknęły z mapy wielu miast...A miały swój niepowtarzalny klimat. Teraz rynek to kilka straganów, a reszta to nowoczesne pawilony...i tak jest prawie wszędzie jeśli już nie wszędzie... Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńU mnie był niemal identyczny targ. Pamiętam wrzawę, krzyki, nawoływania, przepychanki i zapach targu. Chodziłam na targ z babcią i czasem z mamą i zawsze poza potrzebnymi sprawunkami specjalnie coś dla mnie kupiły...Fajne to były czasy!
OdpowiedzUsuńSmutne, rzeczywiście smutne, że tego targu już nie ma. W marketach niestety nie ma takiej atmosfery...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam -:)
Tak bardzo realistycznie opowiedziałaś, że poczułem "twój" targ! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMiejskie targi zniknęły jak sen złoty...
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie targi....szkoda, że teraz właściwie już niespotykane...
OdpowiedzUsuńTotalna glupota byla likwidacja takich jak ten targowisk...
OdpowiedzUsuńZ babcią sprzedawałam na takim targu kaczuszki:)) Oczywiście nie na tym i nie w tym mieście ale rzecz miała miejsce :)) Świetny post Meg!
OdpowiedzUsuńSzkoda, że obecne pokolenie nie wie, co to jest targ. Modne ekologiczne targowiska, to już nie to. Prawdziwą cygańską patelnie mam dziś u siebie od zawsze :)
OdpowiedzUsuńLubię targi, szkoda że tak ich już mało...
OdpowiedzUsuńPrzypomniałaś mi dzieciństwo i młodość kiedy rynek odwiedzałam nie tylko na potrzeby zakupów ale także dla rozrywki. Na targowisku rozstawiali się z karuzelą. Można było kupić watę cukrową i lukrecje. Targ miał swój klimat, którego nie da się powtórzyć. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńOżyły wspomnienia mojego miastowego bazaru...I jego równiez dziś nie ma
OdpowiedzUsuńEch, kiedyś wszystko było inne. A potem zmiany, niby na lepsze...na lepsze jednak nie wyszły...
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst!!!
OdpowiedzUsuńNasz targ poszedł w zapomnienie. Na jego miejscu jest galeria handlowa. A mi ...Pozostał w buzi smak śmietany i wiejskiego mleka kupowanego od "chłopa" na targu. Śmietanę można było nożem kroić a mleko kwaśniało nie psując się.
Pozdrawiam :)))
Dlaczego tak się dzieje, że gorsze "zabija" lepsze? Czy musi tak być?
OdpowiedzUsuń:)))
Likwidację targowisk wymusiła konkurencja marketów. Targ jest już "niehigieniczny". Szkoda tych ludzi, którzy tam handlowali. To wprawdzie relikt, skansen, ale sporo rodzin się z takiego małego handlu utrzymywało. I jeszcze jeden aspekt : ci, którzy tam sprzedawali nie czuli się / nie byli wykluczeni ze społeczeństwa. Dla niezamożnych mieszkańców targ był błogosławieństwem. Tam mogli kupić parę rzeczy taniej - bez wspomagania zachodnich sieci dyskontów.
OdpowiedzUsuńPozdr.
Ja też pamiętam taki rynek.Do tej pory brzmi mi w uszach głos sprzedającego "po pindziesiąt!" :)
OdpowiedzUsuńSzczerze? Zmieniają się czasy więc i zmieniają się zasady handlu. Moim zdaniem nie wszystko co oferuje tzw. chłop ze wsi jest zdrowe. Skąd mam wiedzieć czego dodaje do mleka albo czym karmi kaczki? Osobiście wolę kupić żywność w sklepie ekologicznym z certyfikatami niż na targu od nie wiem kogo.
OdpowiedzUsuńKaczki to zwierzęta, byle czego nie zjedzą. Do mleka, chłop może dolać ewentualnie wodę. Ludzie też mają węch i smak. Obrzydliwości wyczują. Boisz się spaskudzonej przez rolnika żywności, a nie boisz się sztuczności dodawanych przez zakłady , oficjalnie zwane, mleczarskimi?
UsuńStare czasy...znakomity opis!
OdpowiedzUsuńU nas był także taki targ! Generalnie był głównym miejscem zaopatrzenia - w sklepach nie było i nie ma do dziś takich pyszności jak ser biały czy śmietana - ale był także miejscem spotkań, rozmów i biesiadowania. Ja przy straganie ze starociami umawiałam się z chłopakiem :) A mój tatko specjalnie wybierał się na targ żeby pogadać o polowaniu z panem Frankiem :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Na tak zwany "pchli targ " to chodziłam dość często z dziadkiem ale na warzywno - zwierzęcy nie chodziłam. Po prostu nie lubiłam. Wolałam grzebać z dziadkiem na pchlim targu. Świetnie i ciekawie opowiedziane Meg!
OdpowiedzUsuńTakich tarów nie ma już pewnie nigdzie i żal ich jak żal czasów gdy wszystko było mniej zaprawione chemią, smaczniejsze...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Przykro mi ale takiego targu nie pamiętam. Moja era zaczęła się na bazarach z ciuchami i budkami z hotami;) Meg, bardzo realistyczny obraz napisałaś i dzięki Tobie poznałam klimat takiego jak opisujesz targu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam b. cieplutko :)
Bardzo ciekawie napisane - musiały to być klimatyczne miejsca, choć według mnie dobrze, że teraz coraz rzadziej praktykuje się już handlowanie "żywym towarem"...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
Jeśli chodzi o owoce i warzywa z tzw. ogródków a nawet "żywiznę"jestem i byłam za, Fajnie, że były takie miejsca. Natomiast dobrze, że zniknęły targowiska, gdzie sprzedawano tzw. swojskie wyroby mięsne bez odpowiedniego oznakowania, niezbędnego chłodzenia, na drewnianych blatach.
OdpowiedzUsuńMoi rodzice tam robili zakupy. Pamiętam, że od Rosjan kupowali chałwę -:) Bliżej nam jednak było na osiedlowy rynek pod chmurką, który niestety też zlikwidowano. Jak i inne podobne gorzowskie ryneczki. Szkoda ich i żal!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam -:)
Kolejny ciekawy tekst. Uzbierało się chyba na niezła książkę. Srdeczności Meg!
OdpowiedzUsuńTakie targi, to już historia, ale miło się ją wspomina. Napisałaś o tym bardzo ciekawie, z nutką żalu, i miło było czytać treść. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPamietam te rodzinne wyprawy na targ. Najlepsze warzywa i owoce byly w poniedzialek poniewaz byly najswiezsze. :)
OdpowiedzUsuńTo były targi. Dzisiaj tego szczególnego klimatu nie spotkamy. Jak będzie tu gdzieś blisko, to wstąp na targowisko w Babimoście. Handluje się tu w każdą środę od rana do południa.
OdpowiedzUsuń